Nie wiadomo, jak długo poczekamy na orzeczenie Sądu Najwyższego, które powinno wreszcie zakończyć raz na zawsze problem frankowiczów. Tymczasem za wschodnią granicą poradzono sobie z tym radykalnie – na drodze ustawy, bez proszenia banków o żadne ugody.
Hrywna spada i zaczyna się poważny problem
Kredyty we frankach były popularne na Ukrainie w tym samym czasie co w Polsce. Niestety kilka lat później wybuchł konflikt z Rosją, która zajęła Krym. Wtedy kurs hrywny poleciał na łeb na szyję.
W 2008 roku za jednego dolara płacono 5 hrywien, 6 lat później – 28 (sic!). W odpowiedzi na osłabienie ukraińskiej waluty bardzo szybko zakazano udzielania kredytów w obcych walutach.
To, co przeraża, to fakt, że kredyty walutowe były na Ukrainie bardziej oprocentowane niż w Europie Zachodniej, i to mimo że ludzie tam zarabiają przecież znacznie mniej niż mieszkańcy zamożnego zachodu.
Aż 95% kredytobiorców nie spłaca kredytu
Dziś 44 000 Ukraińców ma problematyczny kredyt w obcej walucie. To znacznie mniej niż w Polsce, ale prawie nikt ich nie daje rady płacić. 7 lat temu obliczono, że aż 95% kredytów w obcych walutach nie było spłacanych. Szok? Niedowierzanie?
No właśnie, a że jeszcze konstytucja Ukrainy gwarantuje każdemu prawo do dachu nad głową, szybko dodano dwa do dwóch, aby rozwiązać tak ogromny problem. Tak liczni obywatele wszak nie mogli zostać pozbawieni kupionych na kredyt mieszkań!
Dlatego wiosną tego roku za sprawą specjalnej ustawy kredyty walutowe przewalutowano. Jaki kurs przyjęto? Kompromisowy, to średnia z dnia udzielenia kredytu i dnia restrukturyzacji. A wszelkie kary, jakie banki nałożyły na kredytobiorców, powędrowały na poczet spłaty długu. I tak oto zakończyła się frankowa telenowela na Ukrainie, pytanie – kiedy nastąpi to u nas?