Stop Bankowemu Bezprawiu to stowarzyszenie, które prężnie działa w sprawach kredytobiorców we frankach, ale nie tylko. Tym razem ich prawnicy zapowiedzieli prawdziwą bombę – pozwanie banku za bezumowne korzystanie z kapitału. Chwila, chwila – deja vu?
Już wyjaśniamy.
Banki straszą – chodzi o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału
Dotychczas, wskutek unieważniania umów, to banki wysuwały takie roszczenie. Dlaczego? Otóż wyobraźmy sobie, że sąd stwierdza nieważność umowy. Czyli uznaje się, że jej nie było. Ale nadal kredytobiorca z pieniędzy banku korzystał, skoro kupił swoje wymarzone M. Bank więc, przegrywając w sądzie i tracąc zyski, chce nieco uszczknąć dla siebie i straszy takim roszczeniem.
Nie jest ono do końca bezzasadne, choć prawda wygląda tak, że skoro bank został ukarany w sądzie, to fakt, że jeszcze może czerpać korzyść finansową z tytułu kary, brzmi nieracjonalnie. To sprzeczne z prawem unijnym, choć SN i NBP uważają, że banki mają do tego prawo.
OK. Skoro mają i banki, to mają i ich klienci. W końcu bank też korzystał z pieniędzy frankowiczów, pobierał raty. Co więcej, otrzymał od kredytobiorcy znacznie więcej niż sam wypłacił.
Roszczenie to, zarówno ze strony kredytodawcy, jak i kredytobiorcy raczej nie ma szans na obronę. Niemniej jednak zwraca uwagę na problem braku równowagi: banki mogą, a konsumenci już nie?
Konsument ma zawsze gorzej
Co by się stało, gdyby wszyscy frankowicze, którzy już spłacili swoje kredyty, a ich umowy unieważniono na drodze sądowej, pozwali banki o bezumowne korzystanie z ich pieniędzy? Te ostatnie musiałby im wypłacić 20 miliardów złotych, bo tyle wynosi różnica między tym, co banki wypłaciły, a otrzymały od kredytobiorców, jak wynika z szacunków (prawo.pl).
Pozew ten zwraca uwagę na to, że konsumenci są gorzej chronieni przez państwo niż przedsiębiorcy. Niestety to prawda. Nasze państwo chętniej pomaga bankom niż frankowiczom, czego dowodem są choćby propozycje ugód, przedstawione pod koniec ubiegłego roku przez KNF.